Dzisiaj będzie temat, który co chwila jest poruszany na grupach zrzeszających rodziny wielodzietne, a mianowicie: jaki samochód przy większej rodzinie kupić?

Z otwieraną klapą bagażnika na boki, czy może do góry. Miejsca przodem do siebie, czy zgodnie z kierunkiem jazdy? Drzwi to może przesuwne, czy jednak zwykle? Może minivan, suv czy kombi? A może zwykły sedan z bagażnikiem dachowym? A może autobus 20-osobowy? Nigdy nie wiadomo, kto z nami pojedzie.

"Dwoje rodziców, jedno dziecko, drugie w drodze - mały fiat w zupełności wystarczy".

 

33 lata temu, kiedy rodzice się pobrali nie byli zmotoryzowani. Tata miał prawo jazdy od 15 lat, ale nie miał samochodu. Dziś niewyobrażalne! Przez rok korzystali z uprzejmości kogoś z rodziny, albo przemieszczali się autobusem. Przyszedł czas, kiedy na horyzoncie mógł pojawić się mały fiat, albo … mały fiat, takie były wtedy realia rynku.  Nie można go było kupić ot tak – był na przedpłaty, albo talony! Rodzice opowiadali, jak pojechali po odbiór pod Poznań i znaleźli się na olbrzymim placu, gdzie znajdowały się dziesiątki małych fiatów. Mogli wybierać, ale co wybrali czerwonego, bo mama chciała czerwony, to okazywało się, że ma jakiś feler. A to nie miał biegu wstecznego, a to brak było lusterek, albo koła zapasowego. Zaczynał padać deszcz i się ściemniało (listopad), a oni przecież musieli  jeszcze nim wrócić do domu. W końcu trafił się w pełni sprawny. 

Jeździli nim kilka lat. Wraz z upływem czasu i  przyrostem latorośli szybko okazało się, że „jest  trochę ciasny” .

Przy powiększeniu ekipy z dwóch do czterech mały Fiat faktycznie był mały. Tata zdecydował się zakupić DUŻEGO Fiata (również czerwony). To były okolice 1994 roku. I tak oto staliśmy się „klasą średnią” społeczeństwa, gdyż jako nieliczni na podwórku mieliśmy tak dużą maszynę 🙂 

I tak oto mama i tata oraz nasza czwórka (6 osób) mieliśmy dwa samochody, niestety w niedługim czasie mały fiat poszedł na złom, więc najczęściej ktoś z małej czwórki przy wyjazdach zostawał z dziadkami. Pamiętam, że na tylnej kanapie zawsze było wesoło „mamo on mnie ugryzł”, „tato siku”, „mamo gorąco”. Często było tak, że mama wysyłała wtedy najstarszego brata na przednie siedzenie, a nas z tyłu pilnowała, aby można było w spokoju podróżować.

 

Tak lata mijały i na świecie pojawili się po kolei Szymon, Wojtek i Krzysztof. W tym czasie bardzo rzadko jeździliśmy całą rodziną gdziekolwiek, zazwyczaj mama zostawała domu z trójką, a tata zabierał naszą czwórkę do samochodu. Kto wyjeżdżał z tatą? Oczywiście ten co był grzeczny, czyli zazwyczaj podobny skład.

 

Gdy musieliśmy się przemieścić w Kaliszu  całą rodziną to trzeba było pojechać „na dwa razy” lub połowa rodziny pakowała się do komunikacji miejskiej. Dalsze wyjazdy? Nie było mowy! Ale był jeden taki przypadek, który opiszę później.

Nowy samochód

Widać było, ze dla rodziców temat transportu to ciężki temat. Do mobilności naszej całej rodziny potrzeba co najmniej 9-cio osobowy samochód (2+7)

Wtedy pamiętam, że tacie bardzo podobał się samochód Mercedes Vito – wersja właśnie dla 9-ciu osób. Niestety był to stosunkowo nowy model – a co za tym idzie nieosiągalny cenowo dla rodziny takiej jak my.

Wybór samochodu opierał się głównie na stosunku jakości do ceny i ilości miejsc. I tak oto w 2001 roku rodzice zakupili Mercedesa….. 124 kombi 2.5 Diesel

Wiecie dlaczego?

Był to już 10-cio letni samochód więc cenowo był na granicy budżetu, palił tańszą ropę (wtedy kosztowała po 1.60 zł za litr), ale miał jeszcze jedną ogromną zaletę – BYŁ SIEDMIOOSOBOWY!

 

Tak! Dwa dodatkowe siedzenia to oryginalne, dodatkowe wyposażenie tej wersji i były one ustawione tyłem do kierunku jazdy. Zawsze, gdy jechał za nami jakiś samochód machaliśmy do niego serdecznie, to było bardzo fajne uczucie!

 

Szczególnie fajne uczucie dla kierowcy – przez nasze machanie do wszystkich kierowców jadących za nami mieliśmy również niezliczoną ilość kontroli policyjnych.

Pewnego razu nawet z tego powodu staliśmy się „memem” internetowym, że w Kaliszu wozi się dzieci w bagażniku!

To były fajne czasy! Teraz, gdy prawie wszyscy mamy 190 cm wzrostu ciężko się zmieścić na tych dodatkowych miejscach z tyłu.

A teraz opowieść, którą obiecałem.

Ostatni weekend sierpnia, tata nowo nabytym mercedesem zabrał naszą najstarszą, szkolną czwórkę  na wycieczkę do Łodzi, aby fajnie zakończyć wakacje i pochwalić się nowym nabytkiem fanowi motoryzacji, naszemu wujkowi. Miało być zoo, lody itp. Stanęliśmy na parkingu pod blokiem cioci i wujka, poszliśmy się odświeżyć po podróży. W niedługim czasie wróciliśmy do samochodu, aby kontynuować wycieczkę i „niespodzianka”!  Samochód otwarty i coś nie tak ze stacyjką! Próbowano ukraść nasz samochód!

Złodzieje włamali się do środka, udało im się popsuć zamki i stacyjkę, najprawdopodobniej odpalili samochód i chcieli już odjeżdżać ale… skrzynia biegów miała mechaniczne zabezpieczenie typu „bear lock”,  więc nie udało się zmienić biegu. I na całe szczęście, bo samochód by odjechał! W tej sytuacji złodzieje opróżnili samochód z rzeczy w nim pozostawionych  i odjechali swoim samochodem. Mimo nagrania całego zajścia przez kogoś z sąsiedztwa sprawców nie udało się wykryć. Sprawę umorzono.

Uwierzcie, że ta cała sprawa to nic w porównaniu z rozpaczą 10-cio letniego Jasia #2, który w rzeczach miał gry komputerowe , a 12 letni Adam #1 stracił nową kurtkę i dres! Cała radość z wycieczki prysła.

Naprawa samochodu trwała dwa dni, a my musieliśmy z wujkiem  wrócić pociągiem na rozpoczęcie roku szkolnego.

 W 2013 r., kiedy mercedes po porządnej „stłuczce” został w warsztacie, ponad miesiąc nie mieliśmy żadnego samochodu. Dzieci do szkoły dojeżdżały   autobusem, a koszty te były wyższe, niż własnym samochodem. Wtedy od zaprzyjaźnionej, wspaniałej rodziny dostaliśmy Fiata Bravę. Miał być u nas na chwilę, na czas remontu mercedesa, ale pozostał dużo dłużej. Tani w eksploatacji, wspomagał mobilność naszej rodziny.  Dziękujemy właścicielom www.suknie.kalisz.pl za tą nieocenioną pomoc!

Mercedes 124  jest z nami do dzisiaj (już prawie 20 lat) i ciągle jeździ! Jest z nim związanych wiele wspomnień. Niestety wiele części eksploatacyjnych powinno być już dawno wymienionych, lecz samochód ten stał się "oldtimerem" i aktualnie koszty dobrych lub oryginalnych części są niewspółmiernie wysokie. Może pewnego dnia uda nam się zrobić niespodziankę, zebrać środki i odnowić go jako prezent dla Taty?

W nagrodę, że dotarliście do końca tego postu wstawiam wspaniałe zdjęcie #10yearchallange. Dajcie znać w komentarzu jak bardzo się zmieniamy i kto jest do kogo podobny.

Zdrowia i szczęścia dla Was!

Tekst: Michał #3

Zdjęcia: Krzysztof #7

Redakcja wpisu: Wojciech #6


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.