Przeszyj to sam!!!

I słowa słynnej piosenki zespołu Lombard, sama ciśnie się na usta aż chcę się śpiewać, przeszyj to sam! Ale w maseczkach?!? trochę trudno.

Epidemia wirusa, którego nazwę strach już nawet wymawiać, trwa i na razie trwać będzie. Wychodząc na ulicę każdorazowo zderzamy się z obrazem ludzi, którzy wyglądają jakby chodzili po jakimś olbrzymim oddziale zakaźnym.

Tak, maseczki stały się nieodłącznym elementem dzisiejszego wizerunku każdego z nas. Najczęściej są to takie zwykłe, które często kojarzymy z salą operacyjną z seriali o lekarzach. Jednak gdzie, nie gdzie zauważamy osoby, wyróżniające się z tłumu – posiadające kolorowe, wzorzyste, nietuzinkowe „bariery” zasłaniające twarz.

 

Dziesięć, dwadzieścia? A może przeszyj sto maseczek!

W obliczu nowych przepisów epidemiologicznych pojawiło się wyzwanie: Jak zaspokoić zapotrzebowanie na maseczki w naszej rodzinie, aby były jak najbardziej zgodne z ich przeznaczeniem i możliwością wykorzystania. Mama wyliczyła, że potrzeba będzie ok 90 – 100 maseczek wielorazowych, aby każdy miał komplet, który mógłby zmieniać tak jak przewidują to normy sanitarne. W przypadku zwykłych jednorazówek z apteki, czy Internetu, przy wysokich cenach takiego sprzętu, był by to koszt ok 500 zł miesięcznie, jeszcze przy założeniu, że nie musimy wszyscy wychodzić, bo szkoły nie ma. Trzeba było znaleźć jakiś inny sposób na pozyskanie takowych maseczek. Takim sposobem okazało się ich uszycie. Ale kto uszyje dla nas taką ilość maseczek? No kto inny jak nie nasza Mama!

Pomóc szpitalowi? Jasne czemu nie! Niestety

Jeszcze przed ogłoszeniem obowiązku noszenia maseczek przez wszystkich, Mama zaczęła szyć maseczki z myślą o przekazaniu do szpitala, ale szybko te plany musiały być zweryfikowane.

Ale jak to było i od czego się zaczęło?

W domu zawsze były jakieś kupony materiału – kiedy potrzebne były jakieś szmatki na zajęcia techniczne to było jak znalazł. Mama potrafi szyć na maszynie i to nie tylko takie proste działania jak podszycie firanki, czy skrócenie za długich spodni. Wiele razy mówiliśmy: Mamo Mamo! przeszyj mi to, a Mama to robiła w „wolnej chwili” czytaj – po nocach.

Jakaś szkoła? kursy?

Mama nigdy nie kończyła żadnych kursów krawieckich, a potrafi chyba uszyć wszystko. Podobno pierwszy szew na maszynie zrobiła w szkole podstawowej w klasie szóstej, kiedy podglądała jak jej tata szył ogrodniczki dla córek. Zafascynowana, że jej tata potrafił to zrobić poprosiła o instruktaż. I potem talent się rozwijał. Na początku szyła sobie spódniczki – modne wtedy z koła – bez wykroju, potem młodszym siostrom stroje dla lalek. Szycie stało się jej hobby.

Tak powstawały pierwsze dzieła spod igły naszej Mamy.

W latach osiemdziesiątych nie było wyboru w sklepach i chodziło się do krawcowej, żeby mieć coś efektownego. Kreacja na sylwestra, czy wesele nie była dla Mamy problemem, bo zawsze uważała, że na siebie wszystko da się uszyć. Wielką satysfakcję miała, gdy uszyła sobie sukienkę na ślub cywilny, ze zdobytego z wielkim trudem przez jej tatę 10 metrowego kuponu materiału w kolorze łososiowym a był to 1989. Kiedy zdobyła pierwszą Burdę-czasopismo z gotowymi wykrojami (wykroje były języku niemieckim) wtedy szycie nie miało już tajemnic.

Starszym synom, a moim braciom Mama szyła spodnie i garniturki do I Komunii, bo nie było łatwo w sklepach ich zdobyć, takie oto arcydzieła stworzyła Mama. Btw. przypatrzcie się zdjęciu, jeden z nas miał piękne blond loki. O tej małej dziewczynce więcej napiszemy w przyszłości 🙂 Z kolorowych kuponów materiału Mama uszyła kurtki zimowe dla Adama Jaśka i Michała, co do których zawodowy krawiec- wujek taty -nie wierzył, że osoba bez kursu krawieckiego to uszyła – był pełen podziwu za kunszt.

Szycie sposobem na podreperowanie budżetu

Firan na miarę, pościeli do dziecięcych łóżeczek, jaśków, poszewek na kołdry i poduszki, pokrowców na krzesła, obrusów było mnóstwo. Zwężonych spodni, koszul, wszytych zamków, łat na spodniach i wiele Mamy sukienek, bluzek, spódnic na różne okazje było dziełem naszej Mamy. Gdy byliśmy mali, to Mama zarywała noce, aby dokończyć szycie, „łapała czas” między wyprawieniem dzieci do szkoły, a zrobieniem obiadu. Wszystko to robiła na potrzeby naszej rodziny, bo za szycie na miarę dla innych się nie brała.
To historia zaangażowania Mamy we wzbogacenie budżetu domowego, bo na przeróbkach, czy uszytej garderobie dużo w rodzinie można było zaoszczędzić.

Jest potrzeba jest pomoc. Przeszycie dekoracji

Któregoś roku, dzięki wielkiemu zaangażowaniu też taty, Mama charytatywnie podjęła się szycia flag . Dekorowały one ulicę Łódzką, Warszawską i Plac św. Józefa na powitanie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, który w swej kopii nawiedził naszą diecezję. Długość wykonanego wtedy ściegu na 600 flagach to około dziewięćdziesiąt tysięcy sześćset centymetrów!n

Dziełem rodziców jest też dekoracja domów na Placu św. Józefa na różne święta kościelne, do których drapowania na okoliczne balkony wykonane były przez naszą Mamę, a flaga biało-czerwona, którą rodzice rozpięli między balkonami na wieży Bazyliki Św. Józefa miała 15 metrów długości i zdobiła Kościół na 700 lecie powstania parafii.

 

Czy to koniec? Czy nadal będziemy mogli powiedzieć: Mamo przeszyj?

Z perspektywy tych prawie 45 lat od pierwszego ściegu maszyną wiele się zadziało i rzeczy powstało. Będzie się jeszcze działo, choć Mama narzeka na pogarszający się wzrok, ale maszyna, która jest prezentem ślubnym ciągle stoi czynna i dziś wszyscy korzystamy z kolorowych maseczek, które z potrzeby chwili uszyła nasza Mama.

 

Czy jest następca Mamy? Tego jeszcze nikt z nas nie odkrył w sobie, ale każdy ma za sobą kurs zakładania igły na maszynę oraz nitek. Samodzielność naszego rodzeństwa jest duża, ale Kochamy naszą Mamę i jej zdolności, z których chcemy korzystać jak najdłużej 🙂

Zapraszamy do przeczytania poprzedniego wpisu:

https://rodzinka11.pl/2020/04/10/wielkanoc-2020/


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.