Święta Bożego Narodzenia A. D. 2019r.

Przy wigilijnej wieczerzy w roku 2019 spotkaliśmy się w czternastoosobowym gronie. Ja z mężem Włodkiem, synami: Piotrem, Szymonem, Wojciechem, Krzysztofem, Józefem i Lechem oraz synem Adamem i jego żoną Anią z ich pociechami- Gabrysiem i Michasiem. Michał i jego żona Paulina dojechali już w trakcie wieczerzy. W tym roku na wigilii brakowało syna Jana. On wigilijny czas spędzał w Krapkowicach wraz z dziewczyną Karoliną i jej rodziną.Święta start!

Do pracy chłopacy! – i ja też…

Czas przygotowań do wieczerzy wigilijnej dla mnie rozpoczął się bardzo wcześnie, bo wyjątkowo już od piątej rano. Wcale tego nie planowałam, ale przebudziłam się tak wcześnie, a wiedząc co mnie czeka postanowiłam wstać. Pomyślałam wtedy, kto rano wstaje temu Pan Bóg daje i zabrałam się do pracy.

Przyprawiłam trzy rodzaje ryb, łącznie 45 porcji. Pomogłam świętemu Mikołajowi zapakować prezenty, zamoczyłam susz i grzyby, przygotowałam kapustę. Trochę się napracowałam, bo 10 kilogramowe wiaderko kapusty musiałam wypłukać i rozłożyć na 3 garnki (większy poszedł na bigos)! Śniadanie dla chłopaków, których ściągnęliśmy z łóżka około 8.00 przygotowaliśmy wspólnie z mężem. Sporo było jeszcze do zrobienia, a że wieczerze od lat mamy około godziny 18, to czas trzeba było dobrze wykorzystać. Wojtek z Krzysztofem zajęli się zakończeniem dekorowania domu. Przygotowanie stołu to wyzwanie dla Wojtka. Sianko pod obrus, świece, nakrycia, stroiki- trochę tego było, aby zastawić stół na 14 osób. Samo prasowanie ponad czterometrowego obrusa zajmuje trochę czasu.

Mąż jeszcze poczynił wyprawę po ostatnie potrzebne zakupy. Było jeszcze prasowanie koszul – co najmniej po 2 na dwa dni świąt. Niestety nie wszyscy chłopcy wyprasowali wcześniej i zostawili to na ostatnią chwilę, więc 14 koszul prasowanych za jednym zamachem podniosło temperaturę w pokoju. Każdy jeszcze miał coś do zrobienia. W tym roku nie miałam czasu upiec wcześniej ciasta, więc planowane 3 blachy trzeba było przygotować w wigilię. Grunt to dobra organizacja pracy, choć bez zgrzytów i pośpieszania się nie obyło. Piotr pomagał przy pieczeniu i krojeniu mięsa na bigos, Józio obierał włoszczyznę, Krzysztof ogarniał przedpokój…

Przed godziną osiemnastą dosmażałam ostatnie ryby. Dom i stół świątecznie udekorowany. Chłopaki ostatnie szlify, czyli wiązanie krawatów, ja tusz na rzęsy i pojawili się młodzi z maluchami. Krzątanina w przedpokoju, radość z choinki, a zwłaszcza z tego co pod choinką, ale wujkowie poskromili zapędy bratanków.

Pierwsza gwiazdka już dawno za oknem…

Mąż zapalił świece… modlitwa, odczytanie fragmentu ewangelii o narodzeniu Jezusa z Pisma Świętego, kolęda i to co najbardziej porusza – łamanie się opłatkiem. Bez łez się nie obyło…

Czas na posiłek. Wigilijne menu chłopcy pomagają przenieść na stół. Zupa grzybowa z makaronem, kapusta z grzybami, kapusta z grochem. Jeszcze pierogi z kapustą i grzybami, makiełki, kisiel z suszonych śliwek, smażone ryby – oczywiście w tym karp. Ponadto ryba po grecku, susz z kompotu i sam kompot do popicia. Na stole ciężko było to pomieścić, aby każdy mógł dosięgnąć. Trzeba spróbować wszystkich potraw. Co niektórzy są po jednej wieczerzy u teściów, więc możliwości ograniczone. Powoli potrawy znikają ze stołu przy akompaniamencie kolęd. Zastawa po kolacji ląduje w zmywarce (nawet szybko poszło), ciasta zajmują stół. Udało się przygotować makowiec, sernik, orzechowiec. Synowe przywiozły ciasto makowe, piernik z kremem, cisto marchewkowe i browne. Każdy próbuje wypieków – Ania akompaniuje na ukulele do wspólnie śpiewanych w tym czasie kolęd.

Słychać dźwięk dzwonka i pojawia się Święty Mikołaj z workiem prezentów. W tym roku zamiast aniołka asystuje mu niedźwiadek, ale nie polarny tylko brunatny, który z powodu ciepłej pogody nie poszedł jeszcze spać.

Konsternacja u maluchów. Boją się Mikołaja, ale prezenty w wielkim strachu odbierają. Mikołaj obdarowuje nie tylko małe dzieci, ale i te dorosłe też. Radości, żartów i śmiechu było co nie miara. Kolędą pożegnaliśmy Mikołaja, a tu już czas na Pasterkę. Z mężem z powodu zmęczenia nie wybraliśmy się w tym roku na mszę o północy, poszli starsi chłopcy ze swoimi dziewczynami, które specjalnie w tym celu dojechały.

Dzień dobiega końca, a maleńkie dziecię, Boży syn przychodzi na świat w ubogiej stajence, przychodzi, aby świat zbawić. Wielka to Tajemnica…i chwała na wysokości!

Święta, dzień pierwszy.

Ten dzień zaczyna się o dziewiątej. Budzi nas Gabryś, który został u nas, dziadków po wigilii. Na śniadanie nie daje się obudzić wszystkich chłopaków, więc zjadamy w małym gronie, po czym z mężem i dwójką synów jedziemy do Narodowego Sanktuarium Świętego Józefa na mszę świętą świąteczną. Po mszy zajrzeliśmy do mamy męża, aby połamać się opłatkiem. Mama męża Irena ma 93 lata i już nie wychodzi z domu. Bardzo cieszy się, gdy do niej przyjeżdżamy, a świąteczny czas bardzo przeżywa.

W domu, pod naszą nieobecność, przygotowania do świątecznego obiadu.
Tego dnia ma być rodzinny obiad na szesnaście osób, bo doszły jeszcze Ola i Ania –dziewczyny Piotra i Wojtka. Część potraw będą to dania z wigilii, a syn Michał przywiózł przygotowaną u siebie świąteczną kaczkę z jabłkami ( ponad 4 kilogramy), więc przygotowanie obiadu szybko poszło. Wszyscy spałaszowali go z wielkim apetytem – kaczka była wyśmienita – mnie nigdy taka soczysta i miękka nie wyszła.

A po obiedzie…

Po obiedzie deser i gry zespołowe: niektórzy preferują planszówki inni piłkę nożną wirtualną.

Czas szybko płynie w rodzinnym gronie, bratankowie zajmują wujków, starsi synowie toczą boje z młodszymi braćmi wymieniając się grami. A tu już kolacji czas. Kobieca pomoc w domu w osobach synowych i dziewczyn synów sprawia, że kolacja sprawnie zajmuje stół. Wszyscy twierdzą, że nie są głodni, ale świeże potrawy chętnie każdy próbuje. Rozmowy i śpiewanie kolęd zajmują wieczorny czas przy posiłku. Maluchy są jednak bardzo zmęczone, a Gabryś pokłada się sprawiając wrażenie przeziębionego, tak, że po kolacji młodzi sprawnie pakują się do domu.

Dzień dzisiejszy kończy się dla mnie i męża około drugiej w nocy. Kiedy pożegnaliśmy gości musieliśmy jeszcze ogarnąć kuchnię i stół na dzień następny, synowie będący w domu już nie działali. Mąż jeszcze dopakował ostatnie wolne miejsca w zmywarce. Trzeba było pochować nieskonsumowane potrawy do lodówki, pomyśleć o jutrzejszym obiedzie, bo dopiero jutro dojedzie syn Jan z dziewczyną Karoliną.

Święta, dzień drugi.

Poranek rozpoczął się niestety późno. Zmęczenie dało o sobie znać. Nie śpieszyliśmy się jednak, bo w świąteczny czas ciężko naszych synów ściągnąć z łóżek. Lekkie, późne śniadanie, bo niedługo obiad.
Okazało się jednak, że syn z Krapkowic, gdzie spędzał święta, przyjedzie późnym popołudniem więc zmiana planów i zamiast obiadu będzie obiadokolacja. Łapiemy więc z mężem trochę czasu dla siebie. Leniwe chwile przed telewizorem. Nie mieliśmy na taki relaks czasu od ponad dwóch tygodni. Jak to czasami Pan Bóg lepiej ułoży plany niż my się staramy…

Młodzi przyjechali szczęśliwie około 16. Posiedzieli u nas trochę i pojechali do Michała na nocleg.
Tak relaksowo spędzonego dnia nie pamiętam, bez pośpiechu, bez napięcia, bez gonitwy, by ze wszystkim zdążyć… Starsi chłopcy wyjechali z Janem, dwójka młodszych ogląda w drugim pokoju film. Usiedliśmy z mężem przy dłuuugim stole, przy kawie, rozmowie, wspomnieniach – tego czasami nam też potrzeba, ale podkreślam c z a s a m i…

Tak dobiegły święta Bożego Narodzenia w naszej rodzinie, lecz świąteczny czas trwał będzie nadal, bo synowie nie idą do szkoły, ja mam jeszcze urlop więc… do NOWEGO ROKU!


1 Komentarz

Szymon · 17 stycznia 2020 o 14:26

Według mnie brakuje wspomnienia o tym, że zdecydowanie grą planszową tegorocznych Świąt był Blokus!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.